27 marca 2013

Rozdział 1

I pierwszy rozdział za nami. Pisałam go przy reklamach tvn, i bodajże powtórce Lekarzy. Następny rozdział będzie po 10 maja. Przepraszam, że tak późno ale wiecie - testy xD


Nie poznaję Cię. Trzeba coś z tym zrobić.




Kochana Keneddy!
Wiem że Cię tu nie ma, ale wiem też że to przeze mnie. Dręczę się tym i nie mogę przestać o tym myśleć. W domu jest bez Ciebie tak smutno. Nigdzie nie ma twojego śmiechu który rozchodził się po całym domu, nie ma Ciebie, która błąkałaś się po całym domu.
Piszę to z mieszanymi uczuciami, ale czuje że muszę to zrobić, chcę to zrobić. Tyle rzeczy chciałabym ci powiedzieć...
W domu nie jest tak jak kiedyś. Ja z Alexem nie rozumiemy się tak jak kiedyś. To też jest przeze mnie. Kłócimy się, a jak już tego nie robimy to już w ogóle nie odzywamy się do siebie. Przy posiłkach zapada kompletna pustka, ale taka przy której nie można wysiedzieć spokojnie. Twój wujek wychodzi, wraca późno, a ja już wtedy śpię. Nie czekam na niego no bo po co?
Wiem, że Cie nie ma, już od miesiąca. Ale ja tak bardzo tęsknie za twoim uśmiechem, za twoimi małymi rączkami wieszającymi się na szyję po każdym powrocie do domu. Naszego domu...
CIOCIA
Ostatni raz przeczytałam list. Mój list do Keneddy. „Pożegnalny list”. Trzęsącymi rękami zawinęłam rulonik, zawiązałam czerwoną wstążeczką i włożyłam do wiązanki na jej grobie. Stojąc tak, zaczęłam się zastanawiać dlaczego nie odetnę się od tego wszystkiego? Dlaczego nie wyjadę!? Coś mnie tu trzyma. Ale nie wiem co... Stałam tak jeszcze przez chwilę, potem ze smutkiem widocznym (na pewno było go widać), w moich oczach wsiadłam do samochodu i odjechałam do pustego domu.
Wszystko tam było na swoim miejscu. Wchodząc do domu zobaczyłam szafę, dużą z ogromnymi, rozsuwanymi drzwiami. Obok niej stał czarny, wysoki wazon. W nim jakieś białe kwiaty. Wchodząc do kuchni rzuca się w oczy duża, srebrna lodówka. Potem czarny blat, czarne wszystko. Czemu urządzając dom kierowałam się czarnym kolorem?! Dostrzegłam że nie jest już dla mnie taki „fajny” jak kiedyś mi się wydawało. Myślałam wtedy że czarny to nowoczesny. Tak, wszystkie dodatki pasują do czarnego ale teraz wydaje mi się zbyt mroczny, żałobny. Tak jakby skrywał przede mną jakąś mroczną tajemnicę... ‘Oh, Vic przestań wydziwiać. Zapadasz się. Chcesz uciekać, ale dokąd? Dokąd mogłabyś uciec? Do Polski? Przecież tam nie masz nikogo. Ojciec umarł, tak? A dom? Ruina i tyle. Hotel? Twoja ogromna sumka przecież w końcu by się skończyła a ty zostałabyś na bruku. Po prostu przyznaj się przed sobą że poza dobrocią Alexandra nie masz już nic. Tak, wiem że powiedziałam dobrocią. DOBROCIĄ bo Alex cię już nie KOCHA. Zrozum to że on cię nie kocha. Wiesz że ma już panienkę na boku. Skąd wracałby o 3, 4 nad ranem. Skąd brały by się koszule pachnące nie twoimi perfumami. Skąd na jego twarzy ślady po szmince? Te niezapowiedziane wyjazdy w środku tygodnia? Te wychodzenie z pokoju jeżeli dostanie telefon? Te potajemne sms-y? ‘ Mówiłam sama do siebie.
Oparłam się o ścianę i zaczęłam powoli zsuwać się na dół. Po chwili zorientowałam się że płaczę. Krople łez spływały po moim policzku i wydrążyły w nim pewną drogę. Już tak często po nim spadały. Mój wewnętrzny monolog przerwało ciche stęknięcie Alexa wchodzącego do kuchni.
- Znowu płaczesz?
- Tak... ale... ja sobie coś... teraz... uświadomiłam – podniosłam głowę ponad ramiona i patrzyłam w jego zwykle stalowe, brązowe tęczówki. Teraz wyrażały nic innego jak zdziwienie i cholerną, ludzką ciekawość. Ale ja będę zła i mu nie powiem. Tak jak on nie mówi mi o wielu rzeczach. O tym że prawdopodobnie jeszcze przed godziną pieprzył się z jakąś laską i i... lepiej nie mówić
- Co sobie uświadomiłaś – zaskoczyło mnie to że powiedział to jakby przez zaciśnięte zęby. Te słowa ociekały jadem, ale nigdy tego nie robiły. Gdy wreszcie powróciłam do rzeczywistości zauważyłam że jego twarz jest coraz bliżej mnie. - CO SOBIE UŚWIADOMIŁAŚ?! - krzyknął mi prosto w twarz. Nie znałam go od tej strony. Wystraszyłam się ale nie jestem typem szarej myszki. Postanowiłam się nie dać.
- To że... - zatrzymałam się na chwilę. Czy powiedzieć mu to co chce usłyszeć czy powiedzieć prawdę? Oczywiście jak na mnie przystało wybrałam to drugie. Patrzył na mnie wyczekująco. Zerknęłam mu dzielnie w oczy. – To że do siebie nie pasujemy, Alex - wstałam, ciągle na niego patrząc. – Nie powiedziałam to co chciałeś usłyszeć, bo wiem że to byłoby z mojej strony podłe. Teraz się trochę boje, jak zareagujesz na to co powiem ale, trzeba zaryzykować... Chcę wnieść pozew o rozwód.
- ŻE CO? - Jego oczy nie wyrażały nic prócz... strachu? Zdziwiłam się kompletnie bo myślałam że zobaczę tam zdziwienie, smutek, nienawiść... Ale nie strach! To mnie oszołomiło. Czego on mógł się bać? Że go zostawię? To chyba jasne że nie powinien się tego bać. Miał pieniądze, pracę, dom. Nic do stracenia, no może pisaliby o nim trochę w gazetach, lecz tego nie powinien się obawiać. Bo po co?
Zauważyłam że ja siedzę na sofie (czarnej oczywiście) a obok mnie nie ma nikogo. Byłam tak zatopiona w myślach że nie zauważyłam kiedy wyszedł. ‘Czy jest w domu? A może poszedł do tej lafiryndy? Tak, pewnie tak.’ Znów mówiłam do sibie.  
Dom był cichy. Jakby nikogo nie było a nie, jednak ja byłam. Jak duch podążałam przez korytarze, kierując się w jednym, jedynym ustalonym kierunku. Do pokoju Keneddy.

***

Zobaczyłam łóżko na którym jeszcze nie dawno jeszcze malutka dziewczynka imieniem Keneddy. Spała, skakała, po prostu żyła. Żyła... żyła... żyła... Te słowa pobrzmiewały w mojej głowie ciągle. ‘Ona żyła, ale nie żyje. I to przeze mnie!’ Biłam się z swoimi myślami.
Te zdanie było gorsze. O wiele gorsze... Jej śmierć śni mi się po nocach, tylko że.... Że to ja jestem w centrum wydarzeń. To ja umieram. Jadę na rowerze. Jest lato. Słońce pięknie świeci, powiewa lekki wiaterek. Nagle widzę samochód, nadjeżdża z niesamowitą prędkością. Strach mnie paraliżuje, nie mogę się ruszyć z miejsca na którym stoję. Auto jest coraz bliżej i bliżej. W końcu słyszę huk i budzę się zlana potem.
Ten sen prześladuje mnie już od wypadku.
Wszystko tu było takie jak za czasów Keneddy. Nic nie było posprzątane. Zabawki leżały porozrzucane po podłodze, pościel na łóżku lekko poszarpana. Nie chciałam tu porządku. Chciałam żeby było tak jak dawniej. Podeszłam do łóżka, usiadłam i chwyciłam lekko pościel w rękę. Przytuliłam do twarzy żeby poczuć jej zapach.
- Victorie, do cholery! Za bardzo to przeżywasz!
- Nic nie przeżywam!
- Tak?! To wytłumacz mi dlaczego ciągle płaczesz? Może ze szczęścia?!
- Nie, nie ze szczęścia. Tego nie mogę Ci wyjaśnić! Nie rozumiesz, że... - Alex spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. - Nie umiem i nie chcę Ci tego wyjaśniać!
- Nie? To nie! - wyszedł, trzaskając drzwiami.
Położyłam się na łóżku Keneddy i nie wiadomo kiedy usnęłam, męczona koszmarami...